Okazja jedna na milion
Z tym buntem to trudna sprawa jest. Samo słowo ma brzmienie lekko niepokojące, a jego znaczenie podsuwa nam raczej szorstkie skojarzenia. Kiedy jeszcze połączymy bunt z nastolatkiem, to mamy niemal pewność, że niczego dobrego nie można się spodziewać. Myślimy automatycznie, odruchowo reagując na znaczenie. Burkliwe odpowiedzi na pytania, nieprzyjazne, czasem nawet agresywne odzywki. Politowanie w skierowanym na nas spojrzeniu, drzwi trzaskające przed nosem. W najlepszym razie - widowiskowa abnegacka nonszalancja. I tyle na temat ulegania stereotypom, które tak łatwo wziąć za swoje własne przekonania.
Nastoletni bunt ma wiele odcieni. Nawet taki, którego w ogóle nie widać. Ale i on, jak wszystkie inne, ma niezwykle mocny fundament: potrzebę oddzielenia się od wcześniejszego siebie, żeby odnaleźć tego późniejszego na dobry początek dorosłego życia. To, jakim doświadczeniem będzie ten moment przejścia, ile będzie trwał, jakie formy przybierze i dokąd młodego człowieka zaprowadzi, w dużym stopniu zależy od nas - jego bliskich i dalszych dorosłych. To okazja jedna na milion. Możemy z niej skorzystać i poczuć tę nastoletnią energię pod swoimi skrzydłami albo jej nie rozumieć, nie zauważyć i przegrać tę partię. Okazje jedna na milion się nie powtarzają.
Iwona Zabielska-Stadnik, redaktor naczelna
Komentarze