Wiersze Joanny Matlachowskiej-Pali to ciche elegie wpisane w kolejne pory roku (z przewagą jesieni). To poezja bez fałszywego tonu, próbująca ocalić zachwyt i zmieścić w sobie smutek i żal po stratach, którymi znaczone są nasze biografie. Poetka nade wszystko wyczulona jest na przemijanie, zdaje sprawę z kolorytu efemerycznych chwil, wraz z którymi wyparowują cząstki nas. Odchodzenie jest tematem tych mądrych wierszy zorientowanych na to, co wokół. Świat drobnych zdarzeń jest być może jedyną nadzieją w rzeczywistości skupionej na umieraniu. Liczą się pojedyncze gesty i słowa, widok zastygający pod powieką, dotyk czegoś konkretnego, zapach za rogiem, filiżanka z kawą. Choć ta poezja dotyczy spraw najbardziej istotnych, głos poetki jest ściszony, dostojny, akceptujący niewzruszone okoliczności życia i śmierci. Zostają słowa powoli wsiąkające w zmierzch, a my Żyjemy karmiąc się pustką. To wyważona poezja (o filozoficznym zacięciu) akceptująca to, co nieuchronne
Bartosz Suwiński
Komentarze