Korespondencja 1887-1905

Eperons-Ostrogi
Autor: Proust Marcel, Weil-Proust Jeanne
Grubość grzbietu oprawy lub długość towaru: 36mm
Liczba stron: 680
Rodzaj oprawy: miękka ze skrzydełkami
Rok wydania: 2019
Szerokość towaru: 140mm
Waga: 0,79kg
Wysokość towaru: 200mm
90 punktów lojalnościowych za ten produkt
Dostępność:
dostępny
Producent:
EAN:
9788394647131
Kod producenta:
1980
Czas wysyłki:
24 godziny
90,00 zł
Kup teraz
Dodaj do ulubionych Zapytaj o produkt
Opis produktu
Cechy
Komentarze
Prezentujemy zbiór listów, które pani Gerard Mante-Proust odziedziczyła po swym wuju, Marcelu Prouście. Zawiera on wszystko, co dotarło do nas z korespondencji wymienianej pomiędzy Marcelem a jego matką . Sto pięćdziesiąt zebranych listów powstało w latach 18871905. Marcel Proust miał szesnaście lat, kiedy napisał pierwszy list i trzydzieści cztery w chwili, gdy śmierć jego matki na zawsze przerwała ich korespondencję. Niniejsze listy pozwalają czytelnikowi poznać portret rodziny we wnętrzu, w okresie ważnym dla dojrzewania intelektualnego przyszłego autora Poszukiwania utraconego czasu. Pokazują, niekiedy z dnia na dzień, środowisko, w którym wzrastał. Sięgają czasów, kiedy rozpoczął rok nauki retoryki w Liceum Condorceta. Kilka kaligrafowanych listów przypomina młodego atletę zauroczonego Leconte de Lislem i Lotim. Zarówno jego szczerość, jak i gibkość umysłu bywają urocze. W kręgu rodziny profesora Prousta, jego żony oraz ich synów Marcela i Roberta znajdują się również babka i dziadek ze strony matki oraz wuj i brat pani Proust. Lektura listów pozwala dostrzec zaskakujące podobieństwo środowiska, osób, atmosfery, które znamy z lektury W stronę Swanna. Wydają się listownym rozdziałem wyjętym z powieści zaś niektóre wydarzenia, o których czytelnik dowie się z kart listów przełożą mu się wprost na karty dzieła, dzięki czemu będzie mógł prześledzić w jaki sposób Marcel Proust tworzył swe arcydzieło, i że nie jest ono bynajmniej efektem czystej fantazji a wręcz przeciwnie okruchów codzienności, którą pisarz wplata w fabułę i tworzy ten, tak charakterystyczny, proustowski idiom. Dzięki lekturze listów czytelnik niejednokrotnie odnosi wrażenie, że znajduje się w Combray