Tajemniczy korespondent (dodruk 2024)

Eperons-Ostrogi
Autor: Proust Marcel
Data dystrybucji: 2024-07-04
Data premiery: 2020-11-17
Grubość grzbietu oprawy lub długość towaru: 15mm
Liczba stron: 150
Numer wydania: 1
Rodzaj oprawy: miękka ze skrzydełkami
Rok wydania: 2020
Szerokość towaru: 116mm
Tłumacz: Anastazja Dwulit
Waga: 0,16kg
Wysokość towaru: 198mm
49 punktów lojalnościowych za ten produkt
Dostępność:
niedostępny
Producent:
EAN:
9788366102392
Kod producenta:
1980
Czas wysyłki:
24 godziny
49,00 zł
Powiadom o dostępności
Dodaj do ulubionych Zapytaj o produkt
Opis produktu
Cechy
Komentarze
Nieznane opowiadania homoerotyczne młodego Prousta, rok po pierwszym wydaniu francuskim! *** Sięgając do szuflady młodego Prousta, otrzymujemy niepowtarzalny wgląd w osobowość wielkiego twórcy. *** O istnieniu tych krótkich tekstów mało kto wiedział. Napisane przez Prousta w ostatnim dziesięcioleciu XIX stulecia, przeleżały w archiwach aż do 2019 roku, kiedy po raz pierwszy mogli je poznać czytelnicy francuscy. Te częstokroć niedokończone, niedopracowane opowiadania są wciąż tworem początkującego pisarza. Proust jednak — dlatego właśnie, że pisze w sekrecie, a teksty zostawia w szufladzie — pozwala w nich sobie na coś, czego nie powtórzy nigdy w swych publicznych dziełach: o relacji homoseksualnej, zamiast opisywać ją zdystansowanym okiem zewnętrznego, przypadkowego obserwatora, pisze wprost, umieszczając ją w pełnym świetle dnia. *** Nie widzę już zbyt wyraźnie jego twarzy, lecz był bardzo wysoki, raczej szczupły, zaś w oczach i ustach miał coś rozkosznie delikatnego i miłego. Rzucił na mnie jakiś tajemniczy urok, zacząłem więc baczyć na własne słowa i gesty i, starając się mu spodobać, mówiłem rzeczy, które miały zachwycać, pełne subtelnych znaczeń, świadczące o mojej dobroci lub dumie. … Czułem, że mnie słucha, podnosił na nas cudowne łagodne oczy, lecz gdy ja zerkałem na niego, spuszczał wzrok na gazetę. Namiętnie pragnąc (dlaczego?), żeby znów na mnie spojrzał, włożyłem monokl i udawałem, że rozglądam się dookoła, unikając tylko patrzenia w jego stronę. Robiło się coraz później, powinienem był już wracać. Nie dało się zresztą przedłużać spotkania w nieskończoność. Pożegnałem mojego dawnego ordynansa serdecznie, lecz rozmyślnie z pewną rezerwą. A potem spojrzałem przez sekundę na sierżanta siedzącego na swoim słupku, spojrzałem w jego cudowne, łagodne, wzniesione ku mnie oczy, pozdrowiłem go zdjęciem kapelusza i skinieniem głowy, lekko się przy tym uśmiechając.